Pełnia życia

Pełnia życia

Nie wiem, Drogi Czytelniku i Ty, Kochana Czytelniczko, czy słyszałaś o Howardzie Thurmanie, wpływowym pisarzu, filozofie, teologu, misjonarzu, wykładowcy uniwersyteckim i wychowawcy, a także aktywiście walczącym o prawa dla afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych XX w. Jego długie i owocne życie oraz teologia oparta na nie stosowaniu przemocy w znaczący sposób ukształtowała całą generację działaczy afroamerykańskich z Martinem Lutrem Kingiem na czele. Czytając o niezmiernie rozległej działalności tego działacza społecznego, a zarazem duchownego (był pastorem w kościele baptystów), można się zdziwić jak liczne i jak różnorodne były to dzieła i obszary jego zainteresowań.

Można też pytać, skąd brał on czas i siły na tak bogatą twórczość, biorąc w dodatku pod uwagę fakt, że kolor jego skóry bynajmniej mu tego w ówczesnym czasie nie ułatwiał. Myślę, że on sam zostawił nam pewne wyjaśnienie tego fenomenu, które może też pomóc i nam, zarówno mnie, jak i Tobie, Miła Przyjaciółko i Drogi Przyjacielu.

Nie pytaj czego świat potrzebuje. Pytaj co czyni cię pełnym życia i rób to. Ponieważ tym czego świat potrzebuje są ludzie pełni życia. To jedna z myśli Howarda Thurmana i wydaje mi się ona bardzo, ale to bardzo ważna. Na pewno zawiera się w niej sekret jego wszechstronnej działalności bo z całą pewnością on sam odkrył to, co czyniło go pełnym życia i bez reszty temu służył.

Pierwsze pytanie dotyczy oczywiście samego życia. Przecież tak naprawdę, to my nie wiemy, czym jest życie w swojej istocie. Nie wiemy, co sprawia, że żywy jest jakiś jednokomórkowiec, ba, jedna pojedyncza komórka w organizmach bardziej złożonych. Ma się rozumieć, miliony badań i eksperymentów pokazują nam, co musi zaistnieć, aby jakaś komórka była żywa albo jakie zmiany zachodzą, gdy ta komórka obumiera. Ale sama istota życia dalej nam się wymyka i szczerze mówiąc, myślę, że jest to jedna z takich tajemnic, które zawsze dla nas pozostaną tajemnicami. Mówię tu o tylko jednej komórce albo o jakimś pantofelku … a gdy zechcemy pomyśleć o wyższych formach życia? Albo skupimy się na tym, co to znaczy, że ja żyję, albo, że żyjesz Ty, Drogi Czytelniku?

Zapraszam Cię do tego ćwiczenia, które może być zarazem pewną formą medytacji. Znajdź jakiś spokojny kąt, jakąś cichą chwilę i zadaj sobie pytanie: „co to właściwie znaczy, że ja żyję?” Poczuj bicie swojego serca, posłuchaj oddechu, zobacz, jak w Twoich żyłach krąży krew. Daj sobie chwilę czasu. A później przejdź dalej. Pomyśl o tym, co to znaczy, że masz w sobie życie? Czym jest to życie, które masz. Nie oczekuj, że wymyślisz coś spektakularnego (choć to też nie jest wykluczone), ale pozwól sobie zagłębić się w tym pytaniu.

Poczuj to  pytanie, a później znajdź własne odpowiedzi i udziel ich sobie. To będą Twoje odpowiedzi i będą miały wartość przede wszystkim dla Ciebie. Udziel ich sobie, usłysz je w swoim sercu i doceń je. Nawet je zapisz, bo dobrze jest mieć coś na piśmie. Tak zaprawdę eksterioryzując swoje myśli, pogłębiasz zrozumienie siebie, nabierasz dystansu, pozwalasz, aby odpowiedzi zaczęły płynąć do Ciebie nie tylko z „głowy”, z ego, ale też z głębszych warstw Twojej osoby, z serca i z duszy.  

A później przejdź do kolejnych pytań. To życie, które masz, które czujesz, którym żyjesz: jakie ono jest? Spróbuj określić jego kolor, kształt, natężenie światła. Nie traktuj siebie tak śmiertelnie poważnie. Poczuj lekkość i chęć do zabawy, poczuj w sobie sprawczość i ciekawość. Gdyby Twoje życie było zwierzęciem, to jakie by to było zwierzę? Dlaczego by było tym zwierzęciem? Uwaga, nie piszę o Tobie, piszę o Twoim życiu. Zobacz swoje życie jako coś odrębnego od Ciebie, jako zwierzę właśnie, jako kolor, dźwięk, muzykę, zapach lub kwiat. A może wszystkie te rzeczy? A może weź je w dłonie i poczuj jego kruchość, a zarazem siłę, którą ma w sobie, jego piękno i niepowtarzalność, jego wartość. A Ty trzymasz je w swoich dłoniach… Jak się z tym czujesz? Co czujesz, co rozumiesz trzymając w dłoniach swoje życie? Jak to życie czuje się w Twoich dłoniach? Czy jest ono bezpieczne?

No dobrze, zatem trzymasz w dłoniach swoje życie. Ile życia jest w  tym Twoim życiu? Czego mu brakuje? Co mogło by sprawić, by stało się pełniejsze, bardziej radosne, szczęśliwsze, twórcze?

Wracam do myśli Howarda Thurmana: Pytaj co czyni cię pełnym życia i rób to. Rada prosta i bardzo konkretna. Jeśli już porozmawiałeś ze swoim życiem, jeśli nie było to tylko odtwarzanie gotowych myśli, które znasz na pamięć od zawsze i które nic nowego już nie wnoszą, jeśli naprawdę usłyszałeś odpowiedzi, to już wiesz. Wiesz, co czyni Cię pełnym życia, co czyni Cię szczęśliwym, twórczym, radosnym. Howard Thurman dopowiada: Rób to.

Jeśli jesteś pełen życia, to wnosisz życie gdziekolwiek się znajdziesz. Roznosisz to życie wokół siebie, a ludzie to czują. Wokół takiego człowieka rozkwita świat i ludzie to czują. Wokół takiego człowieka świat się zmienia, rozkwita i też nabiera życia. Taki człowiek przyciąga i pociąga, bo każdy chce być w orbicie życiodajnej energii i życiodajnych wpływów.

Wydaje się, że sekret jest dosyć prosty. Nie chodzi o to, żeby robić jakieś spektakularne rzeczy czy podejmować ustalone wcześniejszym planem działania. To nie o to chodzi.

ODKRYJ TO, CO CIEBIE CZYNI PEŁNYM ŻYCIA, IDŹ ZA TYM, A ŚWIAT SIĘ ZMIENI. ŚWIAT POTRZEBUJE ŻYCIA, WNOŚ GO TAM GDZIE JESTEŚ I ROBIĄC TO, CO ROBISZ. STANIE SIĘ TO, JEŚLI TY SAM/SAMA ODKRYJESZ, CO CIEBIE CZYNI PEŁNYM ŻYCIA I Z WIARĄ I ZAUFANIEM PÓJDZIESZ ZA TYM.      

No Comments

Post A Comment