26 Lis Uliczka, która znikła
Jakiś czas temu pojechałam do Toledo. Potrzebowałam krótkiego, weekendowego odpoczynku, oderwania się od codziennych obowiązków i naładowania ‘baterii’ i faktycznie tak się stało, ale… teraz wraca do mnie wspomnienie tego wyjazdu ze swoją ważną, choć niespodziewaną nauką.
Toledo, niewielkie miasto odległe o godzinę drogi od Madrytu ma tak długą i bogatą historię, że nawet nie staram się jej tutaj przedstawiać, wspomnę tylko, że istnieje od epoki brązu nieprzerwanie po dziś dzień. Było miastem rzymskim, arabskim, wizygockim, hiszpańskim. Ma wspaniałe zabytki trzech kultur, chrześcijańskiej, muzułmańskiej i żydowskiej, a niezwykłe położenie na wysokim brzegu rzeki Tag dodaje mu jeszcze uroku. Każdy będzie nim zachwycony i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie inaczej było ze mną, zachwyciłam się tym miejscem już za pierwszą moją bytnością, więc kiedy nadarzyła mi się okazja zwiedzić je ponownie nie zastanawiałam się zbyt długo.
Spacerowałam po wąskich i stromych uliczkach, oglądając wystawy rękodzielniczych galerii, pełnych wyrobów ze złota i średniowiecznej broni gdy na jednej z tych uliczek zobaczyłam wejście do niedużej kaplicy. Zapamiętałam tę kapliczkę z poprzedniego pobytu i chciałam wejść do środka, ale jednocześnie miałam ochotę przejść się jeszcze trochę tymi niezwykłymi uliczkami i zdecydowałam, że wrócę później, tymczasem będę kontynuować moją trasę. Po jakiejś godzinie lub dwóch wróciłam w to samo miejsce, ale ponownie pozostałam na zewnątrz, bo jeszcze coś innego mnie zaprzątnęło. W tym czasie ściemniło się, dosyć wcześnie, bo było to zimą.
Minęła następna godzina i tym razem już naprawdę wchodziłam do środka (za trzecim razem), ale akurat odprawiała się Msza św. i nie chciałam przeszkadzać. Nie szkodzi, pomyślałam, poczekam aż się skończy i później wejdę. W między czasie zejdę schodkami w dół, później uliczką w górę, później…. Tak zrobiłam, zeszłam schodami w dół, w bok, w lewo i w prawo, następnie wspięłam się w górę, chciałam wrócić i … nie tylko kapliczka, ale cała ulica znikła. Zaczęłam jej szukać, wchodząc i schodząc po tych krętych, stromych zaułkach, następnie zaczęłam pytać przechodniów, ktoś mi tłumaczył… na próżno – nie było powrotu do tego miejsca, ulica po prostu znikła. Pytałam wiele osób, nawet trafiłam na jakichś Włochów, którzy też się zabłąkali i szukali swojego hotelu, pomogłam im go znaleźć, ale moja ulica wyparowała. Nie chciałam się poddać, przecież musiała być o kilka kroków, niestety, wszystko na próżno. Wydawało mi się, że śnię. Całe popołudnie widziałam ją co chwilę, kilka razy przeszłam obok drzwi kaplicy. Teraz znikła, choć jedna i druga osoba zapewniała mnie, że jest tuż obok, za rogiem.
Jak wspomniałam było już ciemno i w nieznanym mieście, w końcu się zgubiłam. Wyszłam ze starego miasta po przeciwnej, odległej stronie i spostrzegłam, że mój hotel znajdował się całkowicie z drugiej strony i aby tam wrócić muszę zejść bardzo nisko okrążając całe mury starego miasta, schodząc w dół i przechodząc przez rzekę, mosty, szosy, puste i ciemne ulice. Droga powrotna nie miała końca, trwała ponad dwie godziny i kiedy wreszcie dotarłam do hotelu jedyne czego chciałam to spać. Jednak myśl o tym co mi się przydarzyło była silniejsza od zmęczenia. W głowie miałam jedno: to jakiś absurd albo sen, to nie mogło zdarzyć się naprawdę. Przez całe popołudnie co chwilę widziałam te drzwi. Mogłam przez nie wejść bez żadnego wysiłku ni problemu. Nie zrobiłam tego i gdy w końcu byłam zdecydowana, nie było to już możliwe. Z całym trudem jaki sobie zadałam, nie dało się wrócić w tamto miejsce. PO PROSTU STRACIŁAM OKAZJĘ. NI MNIEJ NI WIĘCEJ.
Następnego dnia kontynuowałam zwiedzanie: uliczki, zabytki, tysiąc zdjęć, widoków, zachwytów. Szybko mijały godziny i trzeba było myśleć o powrocie do Madrytu. Brakowało jednego punktu w tym programie: znaleźć kapliczkę. Postanowiłam podjąć jeszcze jedną próbę i spytałam pierwszego przechodnia, którego spotkałam na jednej z ulic. Powiedział, że jesteśmy o kilka kroków od tego miejsca i on tam właśnie idzie. Pięć minut później moja uliczka i moja kaplica z powrotem znalazły się na swoim miejscu.
MYŚLĘ, ŻE WYJAZD TEN BYŁ MI POTRZEBNY ABY PRZEŻYĆ TO DOŚWIADCZENIE: POCZUĆ NA WŁASNEJ SKÓRZE I W SPOSÓB BARDZO DOSŁOWNY JAK ŁATWO MOŻNA STRACIĆ W ŻYCIU COŚ CENNEGO, SZANSĘ, KTÓRA SIĘ POJAWIA I KTÓRA JUŻ NIE WRACA. ZARÓWNO W MOIM ŻYCIU, JAK I W TWOIM.
Jasne, że odszukanie jednej kaplicy czy jednej uliczki nie miało większego znaczenia. Toledo pełne jest wspaniałych zabytków, kaplic, kościołów, ulic, dzieł sztuki. To co jest istotne to zdać sobie sprawę z zaniedbanych czy nieodkrytych drzwi w naszym codziennym wędrowaniu. Czy teraz nie przychodzi Ci na myśl jakaś możliwość, która istniała w Twoim życiu, jakaś otwarta furtka, która Cię zapraszała do wejścia i mimo to z jakiegoś powodu wybrał@ś inną drogę, aby po czasie zrozumieć, że była to pomyłka? I ile Cię kosztował powrót? A może już nie było powrotu? Istnieją drzwi, których nie można ponownie otworzyć, istnieją szanse, które nie pojawiają się powtórnie niezależnie jak bardzo tego pragnęlibyśmy.
Sytuacje, osoby, możliwości, relacje – drzwi, które może chciał@ś otworzyć, ale z jakichś powodów nigdy nie otwarł@ś. Ile wysiłku, aby wrócić do tamtych drzwi, do tamtej osoby czy sytuacji. Na próżno. Druga szansa nie zawsze jest dana.
Ale jak rozpoznać ten właściwy moment? Jak go nie przegapić? I przede wszystkim skąd wiedzieć, że to jest właśnie to?
Coaching transpersonalny pomaga otworzyć oczy i rozpoznawać to, co naprawdę ważne w życiu.
Opowiem Ci to w następnym poście.
No Comments